piątek, 1 marca 2019

Wspomnienia z balu maturalnego

 Cześć, chce Wam dziś opowiedzieć pierwszy studniówkowy wieczór. Znacie już historie mojego balu, czas na kolejną. Tak jak wspominałam, mój przyjaciel miał studniówkę 11 stycznia, dokładnie wieczór przed moją. Tu przygotowania były szybsze, bo sukienkę miałam kupioną. Moja przyjaciółka Ola przyjechała wcześniej by mnie cudownie umalować, ale od początku.

Odebrałam Olę z przystanku autobusowego i poszłyśmy do mojego domu, na klatce spotkałyśmy księdza, który w tym czasie chodził po kolędzie. Wjechałyśmy na górę i zaczęłyśmy malowanie. Po 2-ch godzinach makijaż był skończony, Ola spisała się na medal, kiedy wychodziła, minęła się z księdzem. Byłam już umalowana i przebrana w sukienkę, kiedy nagle zapukał do drzwi ów ksiądz. Po kolędzie przyszedł czas na zdjęcia, a po nich rozpoczął się czas oczekiwania na przyjaciela. On się spóźniał, a ja zaczynałam czuć się coraz to gorzej. Brzuch zaczął mnie tak boleć, że myślałam, że nie dotrę na imprezę. Wszystko się jednak udało, nie byliśmy spóźnieni. Kiedy weszliśmy na sale, okazało się, że nie wzięłam ze sobą dowodu, ale na moje szczęście nikt tego nie sprawdzał. Byłam strasznie zestresowana, nie znałam praktycznie nikogo oprócz Dawida. Po chwili w wejściu pojawiła się ona, Gosia przyjaciółka, która znam od podstawówki i była ze mną w klasie w gimnazjum. W głowie pomyślałam, jestem uratowana. Z czasem zapoznałam się z większą ilością ludzi, swoja droga byli oni bardzo pozytywnymi osobami. Po polonezie zasiedliśmy do stołu i została nam podana zupa krem. Była przepyszna, choć smakowała jak połączenie leczo z sosem pomidorowym z Da Grasso. Jestem osoba, która lubi tańczyć, gdy jest sama w domu, przy ludziach jestem nietaneczna. Jednak tego wieczoru praktycznie przetańczyłam cala noc. Nie licząc przerw, przez które siedziałam i brałam kolejną tabletkę przeciwbólową. DJ był dobry, puszczał typowo taneczne hity, a czasami wyświetlał ruchy na telewizorze, byśmy je naśladowali. Była to bardzo zabawna noc, mimo bólu brzucha bawiłam się wyborowo. Dawid poprosił mnie przed studniówka bym wzięła polaroida ze sobą. Kiedy nastał czas zdjęć, mój aparat odmówił posłuszeństwa, dzień później okazało się, że musiałam 3 razy wymienić baterie. Na balu spotkałam jeszcze dwie znajome mi osobę, kolegę z podstawówki, który tak jak ja był osoba towarzyszącą oraz mój wychowawca z gimnazjum. Jego zdziwienie było bezcenne na mój widok, było to bardzo mile spotkanie, po latach. Wprawdzie kolejny raz nie udało mi się z nim zatańczyć, ale kto wie, może będzie jeszcze szansa. Podsumowując bal był bardzo zabawny, poznałam wiele ciekawych ludzi i zjadłam przepyszne dania. Zdecydowanie bardziej polecam Dwór Artusa niż Czarny Staw.



Nie jest to długi post, ale mam nadzieję, ze Was nie zanudziłam moją kolejną opowieścią o studniowce. Obiecuje, że będzie już tylko jeden post. Już niedługo będzie się więcej działo tu na blogu, ponieważ szykuje wycieczkę do Rzymu.

Dobrej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz